Jak dorosnę zostanę kierowcą wyścigowym czyli zdobywamy licencję!
Licencja wyścigowa to jak przepustka do innego świata. Już niedługo rozpocznie się kolejny sezon wyścigowy. Jeśli planujecie rozpocząć wspaniałą karierę kierowcy wyścigowego lub chcecie zacząć przygodę z wyścigami to idealny moment, żeby zrobić kurs.
Co zrobić, żeby zdobyć licencję? Po pierwsze trzeba ukończyć kurs organizowany przez automobilklub, po drugie zdać egzamin a na koniec złożyć wniosek o wydanie dokumentu do Polskiego Związku Motorowego. Kurs trwa dwa dni w czasie których odbywają się zajęcia teoretyczne i praktyczne. Wystarczy mieć wolny weekend, skończone 16 lat, 500 PLN oraz samochód – my postawiliśmy na Abartha Punto Evo (tego samego, którego wcześniej testowaliśmy).
Wybraliśmy ofertę Automobilklubu Wielkopolskiego, ze względu na to, że kurs odbywa się na Torze Poznań. Jesteśmy zgłoszeni, zgodnie z planem zajęcia zaczynają się w sobotę o 11.00.
Sobota, 7:30, Stryków
Dojeżdżając do bramek na autostradzie ni stąd ni zowąd huk i zamiast pięknego brzmienia silnika schodzącego z obrotów słyszeliśmy charakterystyczny dźwięk jaki towarzyszy jeździe na flaku.
Jak się później okazało, sprawcą całego zamieszania był gwóźdź. Niestety, zgodnie z panującym trendem w bagażniku znaleźliśmy tylko zestaw naprawczy, który nie był w stanie naprawić opony.
Godzina 9:00, Stryków
Już na lawecie ruszyliśmy do Łodzi, do najbliższego ASO Fiata. Część teoretyczna kursu chyba niestety nas ominie…
Miły pan z ASO przywitał nas słowami „Panowie, my tu nie mamy wulkanizacji…”, lecz to za mało, żeby nas zbyć. Mechanicy napompowali oponę i sprawdzili szczelność w „profesjonalnej” wannie. Okazało się, że specjalny płyn z zestawu naprawczego skutecznie zakleił dziurę lecz mały kompresorek dawał za małe ciśnienie, żeby podnieść oponę typu RunFlat.
Godzina 11.00, Łódź
Koło załatane i zamontowane, ruszamy do Poznania. Liczymy, że uda nam się zdąży chociaż na część zajęć.
Godzina 13.00, Poznań
Zawitaliśmy na Tor Poznań. Po wypełnieniu formalności pozostawiliśmy Abartha w towarzystwie E36 i udaliśmy się na zajęcia.
Załapaliśmy się na ostatnie minuty ostatniego wykładu (Regulamin Wyścigowych Samochodowych Mistrzostw Polski), kawę i ciasteczka. Z nieznanych przyczyn zajęcia praktyczne zostały przełożone na następny dzień. W materiałach od organizatora dostaliśmy regulaminy wszystkich serii wyścigowych, oraz numer startowy i pojechaliśmy do hotelu.
Niedziela, godzina 8:00. Tor Poznań,
Zajęcia rozpoczął Pan Tomasz Płaczek omawiając cały Tor Poznań i zwracając uwagę na kluczowe miejsca.
Po odprawie otrzymaliśmy krótkofalówki do kontaktu z instruktorami i kolumna ponad 30 aut ruszyła na tor kartingowy. Jakoś tak się złożyło, że dla nas krótkofalówki zabrakło…
Kiedy stawiliśmy się na pętli kartingowej przywitał nas brzask wschodzącego słońca. Celem jazdy po torze kartingowym było pokazanie instruktorom naszych umiejętności poruszania się autem.
Po 20 minutach jazdy i uzyskaniu pozytywnej opinii kadry instruktorskiej wszyscy kursanci przejechali na dużą pętlę.
Właśnie tu zaczęła się najbardziej wartościowa część kursu – porzuciliśmy auta…
… i wraz z instruktorem pieszo przeszliśmy tor zakręt po zakręcie. Pan Tomasz wytłumaczył nam w którym miejscu ustawić auto, jakim torem jechać i jakich błędów nie popełniać.
Obejrzeliśmy każdy kawałek toru, każdy zakręt i każdą część tarki. Byliśmy gotowi do tego żeby nabytą wiedzę wykorzystać w praktyce.
Schemat był prosty – ustawiasz się przed danym zakrętem, przejeżdżasz go jak najlepiej potrafisz, słuchasz uwag podanych przez radio i wracasz z powrotem na miejsce startu. I tak kilka razy.
W związku z tym, że nie wystarczyło dla mnie krótkofalówki załapałem się na nauczanie indywidualne.
Pan Tomasz angażował się całym sobą, żeby pokazać nam najlepszy tor jazdy i w którym miejscu ustawić auto.
Z każdym przejazdem czułem się coraz pewniej co przekładało się na większe prędkości.
Po „przerobieniu” całego toru, przyszedł czas na pokazowy wyścig. Nie chodziło o to, kto będzie pierwszy, ale celem było sprawdzenie naszej wiedzy dotyczącej procedury startu oraz znajomości flag i sygnałów od obsługi toru.
Nie musicie przyjeżdżać sportowym autem, żeby wziąć udział w kursie. Poza naszym Abarthem Punto Evo na torze było pełno mniej lub bardziej sportowych aut: …
… pucharowa Kia Picanto…
… BMW 7 E38 oraz 635i E24…
… Mercedes-Benz klasy C „w dieslu”…
…oraz mój faworyt – VW Caddy. Jak widzicie nie trzeba mieć bolidu, wystarczą chęci.
Ostatnim etapem kursu był egzamin teoretyczny. Pytania dotyczyły regulaminów wszystkich serii wyścigowych rozgrywanych w Polsce. Jeśli ktoś trzeźwo myślał i przeczytał materiały od organizatorów to nie miał większego problemu z jego zaliczeniem.
Teraz wystarczy tylko złożyć wniosek o wydanie licencji do Polskiego Związku Motorowego załączając dokumenty potwierdzające ukończenie kursu.
Licencja wyścigowa to mały kroczek w ku wspaniałej karierze kierowcy wyścigowego. Tym niemniej znajomym możemy przedstawiać się jako „licencjonowany kierowca wyścigowy”, czysty prestiż.
P.S. Poza tym, że zaliczyliśmy kurs, zdaliśmy egzamin i świetnie bawiliśmy się za kierownicą Abartha Punto Evo, spełniliśmy koncepcję propagowaną przez Carlo Abartha: „niedziela na torze, poniedziałek w biurze”.
Tekst: Antoni Niemczynowicz
Zdjęcia: J. Goździewski/ J. Kołodziejczyk