Triumfalny powrót | Zakończenie Mille Miglia 2017 w Brescii

Udało się! Wszystkie trzy polskie załogi dotarły z powrotem do Brescii, będącej zarówno startem, jak i metą rajdu Mille Miglia. Triumfalnie powracających kierowców, którzy po pokonaniu tysiąca mil wrócili do tego pięknego miasta witały rzesze radosnych mieszkańców. Ale zanim o tym, to opowiemy o wszystkim, co widzieliśmy ostatniego dnia rajdu.

Siła przyciągania różnych wydarzeń motoryzacyjnych jest ogromna. Zawsze podczas zorganizowanych motoimprez staramy się przejść po parkingu, żeby sprawdzić, czy jacyś kibice lub wystawcy sami nie przyjechali czasem czymś ciekawszym, niż dotyczy tego samo wydarzenie. Już przed startem wiedzieliśmy, że w Ferrari Tribute, czyli imprezie towarzyszącej rajdowi, który zamierzaliśmy komentować będą uczestniczyć Ferrari F40, F50 i LaFerrari. Auta, które do tej pory znałem jedynie jako zabawkowe modele. Tam wszystkie były na trasie.

Nic jednak nie jest w stanie przygotować na coś takiego. Idąc w kierunku jednej z ostatnich prób, na lotnisku Ghedi, zobaczyłem błądzącego LaFerrari. 60 sekund później dawno już go tam nie było, a my mieliśmy nagrane z nim 2 minuty filmu, 6 zdjęć i 2 snapy.

Natomiast co do samej próby na wojskowym lotnisku, to nie mamy zbyt dużo do powiedzenia, bo panowie wojskowi nie pozwolili nam na nie wejść, a jak już weszliśmy, to kazano nam skasować wszystkie zdjęcia, jakie zebraliśmy. Następnie przenieśliśmy się już do miasta Brescia, aby zaczekać tam na zespoły triumfujące ukończenie rajdu.

1000 mil, czyli 1600 kilometrów. Liczba duża, ale co znaczy? Jeśli ją policzyć od Warszawy, to wystarczy do Paryża, albo do Moskwy z lekkim zapasem na błądzenie. Co ona jednak oznacza tam? Oznacza 1000 powodów do radości, którą może dać jedynie najlepszy samochód na najlepszej trasie. Idę o zakład, że żadna mila krętych dróg Toskanii i Lombardii, z tytułowego tysiąca nie była dla zawodników milą nużącą, lub nieciekawą. Ok, mamy zatem najlepszą drogę, ale czy czasem nie ma lepszych aut?

Należy przede wszystkim pamiętać, że auta, które biorą udział w rajdzie Mille Miglia nigdy nie były w żaden sposób przeciętne. One zostały od samego początku projektowane, jako auta wyścigowe, których jedynym celem była szybkość. Dziś te same ultra rzadkie samochody powinny stać w muzeach swoich marek i przypominać o chlubnych tradycjach. Byliśmy jednak świadkami, że stało się coś zupełnie innego. Ich właściciele, pasjonaci samochodów, postanowili przypomnieć swoim maszynom, do czego tak na prawdę służą.

Jednym z takich właścicieli, jest pan Tadeusz Kozioł, który w załodze z Moniką Sikorą w kremowym Mercedesie 300 SL coupe’ W198, startując w ramach oficjalnego zespołu Mercedesa zajęli 183 miejsce w klasyfikacji generalnej. Najwyższe wśród Polaków.

Druga polska załoga, czyli Państwo Krzysztof i Dorota Weka, którzy startowali Astonem Martinem DB2/4 jako zespół głównego sponsora rajdu, czyli polskiego producenta wody mineralnej, zajęli miejsce 258. W tym samym zespole startował jeszcze jeden samochód. Jego załogą również byli Polacy, panowie Marian Stoch i Bartosz Balicki. Ukończyli rajd na miejscu 198, prowadząc Aston Martina 15/98 short chasis.

Jest jeszcze jeden, 461-szy zawodnik, o którym nie wolno nie wspomnieć. To kibice. Bez nich cała rywalizacja nie miałaby sensu. Wszyscy ci mieszkańcy, stojący praktycznie na każdym fragmencie trasy i dopingujący wszystkich zawodników, tworzą niesamowity klimat całego wydarzenia. Przystrojone miasteczka i dzieci, które autentycznie cieszą się z każdej oldschoolowej wyścigówki, jadącej tuż przed progiem ich domu są nie do zapomnienia. Słowem, jeśli kiedyś będziecie mieć luźne kilkaset tysięcy złotych, to jest to moim zdaniem jeden z najlepszych pomysłów na ich wykorzystanie.

Sprawdźcie też naszego Vloga z ostatniego dnia rajdu:

Zobacz również:

Jak oni to zorganizowali? Mille Miglia dzień 3

Ferrari Friday Mille Miglia dzień 2

Paweł Paszota

Paweł Paszota

Inżynier, pasjonat samochodów, motocyklista.

Może Ci się również spodoba