Nasze auta: Dwie natury Fiesty ST150
Uważam, że Fiesta ST150 to samochód, który ma dwie natury. Pierwszą bardzo dobrze znam, to ta codzienna. Obejmuje ona bagażnik, w którym po złożeniu kanapy da się przewieźć sporo na prawdę dziwnego sprzętu, możliwość przewiezienia 3 dodatkowych osób o standardowych wymiarach, a także – czasem – możliwość zaparkowania na mieście.
Przy tych praktycznych aspektach i próbach zejścia do jak najniższego spalania (mój ostatni rekord: 6.5 l) łatwo zapomnieć o tej drugiej naturze. Jednak dla własnej przyjemności należy czasem sobie o niej przypomnieć.
Jedną z bezpiecznych możliwości przypomnienia swemu hothatchowi, o co chodzi w sportowej jeździe, a przy okazji nauczenia tego samego siebie, jest wypad na jakiegoś typu zamknięty tor samochodowy. Brzmi to nieco jak banał, który powtórzyłby za mną każdy licealista z prawem jazdy, po czym siadłby pałować swoje cztery kółka w ruchu miejskim. Sam szczerze mówiąc nie wierzyłem w wartość edukacyjną torów, dopóki się na jeden nie wybrałem.
Bardzo się cieszę, że udało mi się to zrobić na samym początku mojej przygody z nowym samochodem. Dzięki temu na wstępnym etapie poznałem nie tylko osiągi silnika, ale też granice przyczepności opon. Ale – co najważniejsze – udało mi się wyczuć działanie zawieszenia i wpływ działań kierowcy na balans samochodu. Mam na myśli technikę zacieśniania zakrętów gazem oraz przechodzenie między podsterownością, a nadsterownością.
Po tym wypadzie nie tylko poczułem się jak integralna część samochodu, jego ulepszona wersja ESP, ale co najważniejsze zacząłem czerpać nie przytłumioną strachem radość z jeżdżenia kontrolowanymi poślizgami. Nie tylko tylnej, ale i przedniej osi.
Przeczytaj kolejną część moich przygód z Fiestą ST mk6: Co tak na prawdę znaczy ST