Test: Opel Insignia 2.8T V6 Sport

Flagowa limuzyna Opla – Insignia – w wersji V6 Sport, czyli „prawie jak” OPC.

Przy pierwszym kontakcie z limuzyną niemieckiego producenta ciężko uwierzyć, że to Opel. Insignia prezentuje się niebanalnie, elegancko i z zauważalnymi akcentami sportowymi.

Sercem testowanego egzemplarza był motor V6 o pojemności 2.8l wspomagany turbiną. Pod maską nie było widać niestety nic, gdyż cały agregat przykryto plastikowym elementem. Silnik produkuje 260KM przy 5500 obr./min. i aż 400Nm w zakresie od 1900 do 4500 obr./min.  Korzystanie z pełni tych osiągów wiąże się ze znacznym zużyciem paliwa oscylującym w granicach 16 litrów na każde 100 kilometrów.

Biała Insignia, mimo dynamicznej sylwetki, kojarzy się bardziej z autem flotowym niż ze sportową limuzyną. Sytuacje ratuje pakiet OPC Line, w skład którego wchodzą delikatne dokładki na progach, przednim i tylnym zderzaku oraz spojler na klapie bagażnika, nadający autu sportowego ducha. Charakteru dodają też ciemne szyby mocno kontrastujące z kolorem nadwozia.

Wnętrze jest mieszanką sportu i elegancji. Linia deski rozdzielczej płynnym łukiem przechodzi w drzwi tworząc okalający kierowcę kokpit. Wrażenie to potęguje wysoko poprowadzona linia okien i masywny tunel środkowy. Czujemy się jak dowódca ogromnego pojazdu, co dodaje pewności siebie. Przy okazji jesteśmy mocno odizolowani od jezdni przez co absolutnie nie czuć prędkości.

Ciemne wnętrze przełamują chromowane detale: obwódki wokół zegarów, klamki, bardzo dobrej jakości uchwyty do zamykania drzwi czy efektowny, acz skrzypiący, plastik dookoła drążka zmiany biegów i na kierownicy. Konsola środkowa, wraz z deską rozdzielczą, wykończone są tworzywem sztucznym w kolorze fortepianowej czerni.

Konsola środkowa, niemiecko-nudna bez żadnego polotu i finezji, jest przepełniona różnymi przyciskami oraz pokrętłami co przy pierwszym kontakcie powoduje zakłopotanie. Nie raz zdarzyło mi się zmienić stację radiową chcąc zwiększyć głośność. Każdy guzik ma swoją funkcję i swoje miejsce ale jest ich zdecydowanie za dużo.

Z zewnątrz widać, że ta konkretna Insignia jest lepsza niż każda spotkana na ulicy ale nie do końca wiadomo dlaczego. I to jest największa zaleta pakietu OPC Line – dyskrecja, smak i  wyczucie. Jest on wprost stworzony dla osób, którym zależy na dynamicznym wyglądzie i jednocześnie uważają, że wersja OPC jest zbyt wulgarna.

Dzięki temu Oplem Insignia Sport OPC Line możemy  pojawić się zarówno na formalnym spotkaniu, przy eleganckiej restauracji czy wieczorem pod klubem i w każdym z tych miejsc nasze auto będzie się prezentowało bardzo dobrze.

Zagłębiam swoje ciało w skórzanych, sportowych, nisko ustawionych, kubełkowych fotelach Recaro. Nie dość, że wyglądają absolutnie stylowo i sportowo to perfekcyjnie przytrzymują ciało w czasie jazdy. Szeroka gama możliwości regulacji pozwala łatwo dopasować ułożenie fotela do naszych potrzeb. Gdyby pionowa regulacja kierownicy pozwalała opuścić ją jeszcze niżej to pozycja kierowcy byłaby idealna.

Kładę dłonie na skórzanej kierownicy OPC. Jest wygodna, wieniec w okolicach godziny trzeciej i dziewiątej wyłożony jest inną skórą, aby mniej pociły się nam ręce. Dolna połowa kierownicy ma większy promień niż górna przez umieszczenie srebrnych wstawek kształtem nawiązujących do przedniego zderzaka Insigni OPC. Elementy te, mimo iż wyglądają efektownie to zrobione są z tandetnego plastiku. Przy każdym dotyku skrzypią jak tania zabawka i sprawiają wrażenie, jakby miały się zaraz połamać. Jest to o tyle dziwne, że zrobione są z takiego samego plastiku jak wspomniane wcześniej uchwyty do zamykania drzwi, które są miłe w dotyku i wyglądają jak aluminiowe. W limuzynie za ponad 200 tys. złotych spodziewałbym się wyłącznie materiałów dobrej jakości.

Przekręcam kluczyk. Wskazówki wędrują do końca skali i wracają na swoje miejsce. Ku mojemu zaskoczeniu nie słyszę absolutnie żadnego dźwięku dochodzącego z silnika ani z wydechu. Automatyczna skrzynia delikatnie wrzuca pierwszy bieg i wytaczam się z parkingu. Wersja Sport, z silnikiem V6, jest standardowo wyposażona w system FlexRide kontrolujący pracę zawieszenia. Od razu wciskam przycisk „Sport” (obok „Tour” oferującego gładsze ustawienia, idealne na daleką podróż). Poza usztywnieniem zawieszenia i układu kierowniczego, wyostrza reakcje silnika na pedał gazu oraz ustawia automatyczną skrzynię w tryb sportowy. Wciąż jest ona ospała (to cecha automatu z konwerterem momentu obrotowego), lecz silnik kręcony jest wyżej i skraca się czas zmiany przełożenia.

Dostępny jest też tryb półautomatyczny, w którym biegi można zmieniać drążkiem, aczkolwiek dla mnie układ, w którym redukujemy bieg ruchem drążka do tyłu natomiast wyższy bieg wrzucamy ruchem drążka do przodu jest absolutnie nieintuicyjny. Przy cenie 6500pln automatyczna skrzynia to całkowicie chybiona opcja, gdyż odbiera ona ostry charakteru autu. Lepiej zachować te pieniądze na paliwo…

Stoję na światłach. W momencie zapalenia się zielonego wciskam pedał gazu w podłogę i zaciskam mocniej dłonie na kierownicy. Spod maski dochodzi szum, który przechodzi w pomruk sześciu cylindrów połączony ze świstem turbiny. Czuję, jak momentalnie moje ciało zostaje wciśnięte w kubełkowe fotele a Insignia rusza przed siebie jak wystrzelona z procy. Wszystko dzięki napędowi na cztery koła przekazywanemu przez wielotarczowe, mokre sprzęgło Haldex. Rozdziela ono moment pomiędzy osiami w zależności od potrzeb, przekazując nawet do 80% mocy na tylne koła.

Dodatkowo na tylnej osi znajduje się mechanizm różnicowy o ograniczonym tarciu, dzięki czemu przy odrobinie chęci i fantazji można pozwolić sobie na zarzucenie tyłem w zakręcie. Nasza radość nie potrwa niestety długo, gdyż komputer momentalnie kieruje więcej mocy na przednie koła by ustawić auto z powrotem w linii prostej.

Wchodzę w długi, prawy łuk, który wyraźnie się zacieśnia w swojej drugiej połowie. Delikatny układ kierowniczy przekazuje mi niewiele informacji a jedyną rzeczą wskazującą na dużą prędkość jest siła odśrodkowa dociskająca mój bok do fotela. Zakręt zacieśnia się i czuję jak system ESP nerwowo próbuje przyhamować wewnętrzne koła utrzymując auto na obranym wcześniej torze jazdy. Nawet napęd na cztery koła i systemy elektroniczne nie są w stanie utrzymać prawie 1800kg jeśli wejdziemy w zakręt za szybko.

Bogatszy o poprzednie doświadczenia, kolejny, lewy, zakręt atakuję już mniej odważnie. Zdecydowanie dohamowuję się przed wejściem czując ból na klatce piersiowej, gdy moje ciało bezwładnie zawisa na pasach bezpieczeństwa. Delikatnie odpuszczam hamulec, zdecydowanym ruchem wrzucam Insignie w zakręt. Wciskam pedał gazu do podłogi zostawiając wszystko napędowi Haldex. W połowie zakrętu dynamicznie naciskam hamulec prowokując czterokołowy poślizg na wyjściu i delikatnie kontrując wychodzę na prostą. Czuję przyjemne ciepło w brzuchu i radość w sercu. Zapewne wrażenia byłyby jeszcze mocniejsze gdyby nie automatyczna przekładnia.

Opel Insignia Sport dużo lepiej czuje się na prostych, szerokich drogach. Dzięki wysokiemu momentowi dostępnemu w szerokim zakresie obrotów podróż w trasie jest bardzo komfortowa i przyjemna. Niestety, również tutaj charakterystyka pracy automatycznej skrzyni daje o sobie znać.  Kiedy chcemy wykonać „kick-down” przekładnia wrzuca niższy bieg, chwilę bada – „czy już” – po czym zrzuca kolejny bieg pozwalając nam dynamicznie przyspieszyć. Cała operacja zdaje się trwać wieki, szczególnie w momencie wyprzedzania. Pozostaje jedynie ciągła jazda w trybie „Sport”.

Testowany egzemplarz wyposażony był w znakomite nagłośnienie marki Infinity. W jego skład wchodzi 7 głośników oraz subwoofer. Wypełniają wnętrze czystym dźwiękiem i pozwalają delektować się każdą podróżą. Z dziennikarskiego obowiązku wspomnę – głośniki  są ustawione zdecydowanie pod kierowcę. Będąc wiezionym na tylnej kanapie słyszałem jedynie niskie tony a reszta dźwięków zdawała się dochodzić jakby zza ściany.

Insigni Sport mogę zarzucić wiele: kiepskie, skrzypiące plastiki wewnątrz, powolna automatyczna skrzynia (to opcja, można zaoszczędzić 6500pln kupując auto z manualną przekładnią), stosunkowo duże zużycie paliwa czy niezbyt czuły układ kierowniczy. Wystarczy jednak ostrzej przyspieszyć z otwartymi szybami i usłyszeć pomruk sześciu cylindrów czy zarzucić tyłem na wyjściu z zakrętu aby puścić Oplowi w niepamięć wytknięte wady. Kiedy to nam się znudzi zawsze możemy ustawić zawieszenie w tryb „Tour” i podczas komfortowej jazdy delektować się dźwiękami rewelacyjnego systemu audio. Dodatkowo mając Insignię V6 Sport wiem, że jeżdżę popularną limuzyną, jakich wiele, ale pod maską mam sześć cylindrów w układzie V jak mało kto…

Dane  techniczne:

Moc: 260 KM przy 5500 obr./min.

Moment obrotowy: 350(400 z overboost) Nm w zakresie 1900-4500 obr./min

Przyspieszenie 0-100km/h: 7,1 sekundy

Spalanie (średnie na dystansie 880km): 16,3l/100km

Masa: 1770kg

Cena: 227 760PLN

Cena za 1KM: 876PLN

Tekst: Antoni Niemczynowicz

Zdjęcia: J. Kołodziejczyk

Podziękowania dla „Dworku nad Pilicą” za pomoc przy realizacji sesji zdjęciowej

Antoni Niemczynowicz

Antoni Niemczynowicz

Entuzjasta i marzyciel z aparatem dla którego jedyne co się liczy w aucie to emocje. @antniem_

Może Ci się również spodoba